wtorek, 27 października 2015

Skopelos- zielona grecka wyspa

 Skopelos - zielona grecka wyspa





      Lipiec 2015 przeglądam oferty biur podróży i po raz kolejny decyduję się na Grecję. Tym razem pragnę zwiedzić niewielką bo liczącą tylko 96 km.kw wysepkę Skopelos. Leży na Sporadach, w zachodniej części Morza Egejskiego. 
      Parę dni później siedzę już w samolocie. Po dwugodzinnym locie stąpam trzęsącymi nogami po Skiathos (na Skopelos nie ma lotniska) , bowiem lądowanie było nadzwyczaj ekstremalne. Bardzo króciutki pas startowy, wiejący wtedy dość silny boczny wiatr, ograniczył możliwości manewrowe pilotów do maksimum. Samolot kołysząc się na boki dotknął w końcu kołami lotniska, ale strach i przerażenie ogarnęło w owym czasie wszystkich pasażerów. 
      Dopiero potem uświadomiłam sobie, że kiedyś oglądałam reportaż o najbardziej niebezpiecznych lotniskach świata. Lotnisko w Skiathos znalazło się w top 10. Port lotniczy w Skiathos to także wielka atrakcja turystyczna. Każdego dnia na drodze przy samym lotnisku widać rzesze turystów , pragnących uwiecznić w kadrze kamer i aparatów fotograficznych niesamowite lądowania samolotów. Przelatują one tuż nad głowami plażowiczów i dachami przejeżdżających samochodów. 
      Niektóre z nich wzbijają się ponownie w powietrze po nieudanej próbie podejścia do lądowania. 
Podsłuchuję potem mimowolnie komentarze grupki osób. Przylecieli tu tylko po to, by przeżyć " przygodę lądowania"
Są zachwyceni!!! Ciężko mi ich zrozumieć.
                                                                                                             
Port w Skiathos
                                                                                                                
Skiathos

                                                                                                                                                                                                                       
 Wolę czym prędzej wraz z grupką kilku osób zasiąść na pokładzie niewielkiego promu, który po godzinnym rejsie wysadza mnie u wybrzeży docelowego miejsca- niezwykle uroczej, zielonej , zanurzonej w turkusowej wodzie wyspy Skopelos.

       Z góry zaplanowałam sobie dogłębne zwiedzenie wyspy. Jako bazę wypadową wybrałam przytulny, kameralny hotelik ELIOS HOLIDAYS w miejscowości  Neo Klima. Polecam ten hotel wszystkim tym, którzy chcą się czuć jak u siebie w domu, tym wszystkim,którzy po upalnym dniu pragną się schronić w cieniu drzew rosnących w ogrodzie i wypić sobie kawę lub kufel zimnego piwa, wsłuchując się w dźwięki wygrywane przez cykady.Naprawdę swojsko. 










                                                                                                                                                                                                                            
              
       Zwiedzanie zaczęłam już następnego dnia. Za niewielkie pieniądze wypożyczyłam małe zwinne autko



                                                                           


    Zainspirowana filmem "Mamma Mia!" postanowiłam odwiedzić wszystkie miejsca na wyspie, gdzie kręcono sceny filmowe.
    Tak trafiłam między innymi na Kastani Beach. Jest to jedna z najpiękniejszych plaż na wyspie. 
Moim zdaniem zbyt bardzo skomercjalizowana. Zbyt duży tłok i brak wolnych leżaków nie robi na mnie dobrego wrażenia. 







                                                                                                        
Kilka ujęć, łyk zimnej coli i wybrzeżem po krętych serpentynach podążam jeszcze bardziej na południe wyspy. 
     Po drodze zaglądam jeszcze na Panoramos Bay . Znajduje się tu "Mojito Beach Bar" Serwują tu świetne kolorowe drinki. Polecam! :-) 
Jadąc dalej docieram do Stafylos. Korzystam tu z przepięknej plaży, mniej tłocznej i leniuchuję aż do wieczora. 










































         Kolejnego dnia zmieniam kierunek i przesuwam się w stronę Glossy. Przed samym miasteczkiem skręcam w prawo, by wąską dróżką zaliczając kolejne serpentyny i ciesząc oczy wspaniałymi widokami dotrzeć w końcu do St. Loanis- Kastri. 
Już pokonując ostatnie kilkaset metrów swoim czerwonym pudełeczkiem zachwycam się niesamowitym widokiem wysokiej skalistej góry, która skąpana w szafirowej wodzie dźwiga na swoich barkach przepiękną kaplicę. 
       Wspinam się na sam szczyt po wyrzeźbionych w skale schodach, podziwiam piękno natury i liczę schody...
Podobno jest ich 105. Legenda głosi, że każdy kto wspina się na ten szczyt nigdy nie doliczy się prawidłowej liczby schodów. Ja też nie- mnie wychodzi 102 ;-)
      Na szczycie góry, w tej właśnie kaplicy kręcono scenę zaślubin w filmie "Mamma Mia"
      Obok zaraz znajduje się bajkowa niewielka zatoczka. Czasami zaglądają tu statki turystyczne i katamarany, ale gdy ich nie ma, jest to wtedy jedno z najbardziej romantycznych miejsc na tej wyspie.





























































































    Następny dzień dostarcza mi jeszcze więcej emocji.
Wąskimi dróżkami wspinam się moim autkiem w nieznane. Zaglądam wszędzie gdzie prowadzi droga. Bywają momenty, że nie wiem czy przejadę dalej. Jeśli przejeżdżam, brak możliwości powrotu.
Czasem wjeżdżam na szczyt jakiejś góry i nie wiem jak zawrócić by z powrotem zjechać na drogę główną. Pocą mi się ze strachu ręce, ale żądza poznawania wyspy i przygody jest wyższa. Tak przemierzając kolejne kilometry napotykam stadka pasących się w górach kóz. 
    Docieram do dziesiątek kapliczek wzniesionych gdzieś wysoko w górach. Dowiaduję się później że jest ich bardzo wiele, porozrzucane po całej wyspie nadają jej swoistego uroku. Wynurzające się z bujnej górskiej zieleni ich białe ściany tworzą jedność- jakby musiały tu być. 











































     Któregoś dnia pragnę poznać dokładnie miejscowość Glossa. To drugie co do wielkości miasteczko tej wyspy. 
Przepiękne wąskie uliczki, niesamowite widoki z wiszących nad przepaściami tarasów kafejek wprawiają mnie w zachwyt.































Czym prędzej chcę poznać stolicę wyspy Skopelos. Także tutaj lawiruję wśród wąskich uliczek. Podziwiam architekturę miasta, klikam kilka fotek i pragnę coś zjeść...








       Jak zawsze zamawiam grecką sałatkę. W Grecji smakuje inaczej. Do tego grillowane krewetki i mięsko.Delektuję się smakiem ilekroć jadę do Grecji. Nigdy nie korzystam z hotelowej pełnej opcji wyżywienia. 
      Dla mnie największą przyjemnością jest zasiąść sobie wieczorem w jakiejś tawernie i wsłuchując się w dźwięki greckiej muzyki smakować greckiej kuchni.

   

      Skopelos przemierzyłam wzdłuż i wszerz. Zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Biało- niebieskie barwy budynków wzniesionych na zboczu góry nadają temu  miastu niepowtarzalny wygląd. 
    Z uwagi na wielowiekową historię tego miasta warto zwiedzić wiele licznych zabytków. Warto też przejść się promenadą, na której znajdują się liczne sklepiki i restauracje. 
    Wieczorem kiedy zapadnie zmrok panuje tu swoisty grecki nastrój...


Robię kilka pamiątkowych zdjęć, bo jutro pora wracać do domu

              















     Grecja to kraj posiadający ciekawą historię, mnóstwo ciekawych zabytków i piękne turkusowe wody. 
Za każdym razem odkrywam tutaj coś nowego.
     Wiem, że za rok na pewno znowu wyląduję na jakiejś greckiej wysepce. 
Chciałabym jednak by następne były też tak zielone i piękne jak ta.

     Zachęcam wszystkich do dzielenia się opiniami na temat tej jeszcze nie odkrytej do końca wyspy.


















czwartek, 8 października 2015


Seszele- raj na ziemi 




Jest sierpień 2011. Spełnia się jedno z moich kolejnych marzeń. Dojeżdżam do Gdańska by tam liniami Lufthansa rozpocząć moją bajkową podróż.
   Zaliczam Frankfurt potem Dubaj i w końcu Mahe- Największą z wysp na Seszelach, na której znajduje się stolica kraju Victoria.
   Po 19 godzinnym locie z przesiadkami  jestem wykończona , a wiem że to jeszcze nie koniec.
Czeka mnie jeszcze punk docelowy, niewielka wyspa Praslin. 
niebawem wsiadamy na łódz- tu zaczyna się koszmar- ale nie dla mnie. Uwielbiam taką "jazdę" 
To nie jest bowiem zwykła łódź
, to potężny ślizgacz który mknie z prędkością kilkudziesięciu kilometrów po falach, wzbijając się i opadając co chwilę.
Po 5 min widać reakcję podróżnych. Choroba morska dopada 80% pasażerów. 
Patrzę na nich wszystkich i ogarnia mnie przerażenie. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle wymiotujących osób na raz. W końcu dobijamy do brzegu. Ktoś mdleje, ktoś znowu nieprzytomny dostaje drgawek. Podjeżdża karetka, jakieś zamieszanie, schodzę czym prędzej z łodzi na ląd. 
    Uffff..... chwila odprężenia...
Teraz dopiero zauważam niespotykane piękno tej wyspy. 
    Transfer do hotelu, powitalny szampan i sen...śpię twardo i śnię...





          
    Następny dzień

   Jakiś promyk słońca zapukał w moje okno...
Pragnę złapać go swoim wzrokiem ale uciekł... 
    Szukam go i szukam lecz  spryciarz świeci teraz na granitowe skały zanurzone w szmaragdowej wodzie. 
Nie dowierzam... szczypię dla pewności swoje udo i stwierdzam że to nie sen. Niesamowity widok powala mnie z nóg.
Przez cały dzień podziwiam piękno otaczającej mnie przyrody, nawet nie idę nic zjeść.












    Kolejnego dnia korzystam z wypożyczalni rowerów. Właśnie tak planuję poznać każdy zakamarek tej wyspy. Nie wyobrażam sobie tego inaczej... 
      

























Po kilku kilometrach opadam z sił. Górzysty teren daje mi się we znaki. Na przemian pcham, jadę i znowu pcham tą ciężką kupę złomu. Po co mi to było myślę sobie...
Ale z górki jest już lepiej. Pędzę teraz nie pedałując w ogóle, a tropikalny wiatr rozwiewa mi włosy.


Docieram w końcu do Anse Lazio. To najpiękniejsza plaża na tej wyspie. Pluskam się i pluskam i nie chce mi się stąd iść...



   



































Spoglądam na zegarek 17. Pora wracać.
Teraz znowu muszę muszę pchać pod górę ten cholerny rower. Na dodatek jakaś rozgruchotana karetka nieomal spycha mnie z drogi.
    Docieram do hotelu.Tu dowiaduję się, że w miejscu w którym nurkowałam rekin ranił śmiertelnie człowieka.
Cała akcja toczy się dosłownie  pięć minut po moim wyjściu z wody... 
   Pierwszy raz w życiu czuję lęk przed oceanem. Potem już nie wchodzę do wody. 
























 
Kolejne dni to już zwiedzanie wyspy. Wypożyczam samochód. 
Pierwszy raz wsiadam za kierownicę znajdującą się po prawej stronie pojazdu. Po kilkunastu kilometrach opanowuję lewostronny ruch
Objeżdżam całą wyspę, zaglądam tu i tam, jest bosko...
odwiedzam także Park Narodowy Praslin z unikatowym rezerwatem Vallee de Mai. 
Tutaj właśnie rosną seszelskie, nigdzie więcej nie spotykane gatunki fauny i flory. Wielką uwagę wzbudzają tutaj jednopienne palmy. 
Charakterystycznie ukształtowane owoce tej rośliny zawierają nasiona dochodzące do 0,5 m średnicy. Osiągają masę 25 kg.






     
 Ostatniego dnia postanawiam zwiedzić La Digue .
To niewielka wysepka znajdująca się zaledwie o godzinę drogi promem od Praslin. 
      Kiedy tam docieram, nie zdaję sobie jeszcze sprawy jakie piękne plaże kryje w sobie ta mała wyspa.
Rowerem docieram do miejsca gdzie  żyją żółwie lądowe. Podziwiam je i trochę mi żal, że żyją w zamknięciu.













   












    Jadę jeszcze kilkaset metrów i docieram do prawdziwego raju na ziemi...
Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknej plaży.Dla mnie to numer jeden.






































































Spędzam tu kilka godzin i aż żal mi wracać do hotelu.
Te kilka dni to stanowczo za mało. Niestety wracam do Polski. 
Na pewno jeszcze tu wrócę..........
   Podróż powrotną z  Praslin na Mahe  postanawiam odbyć awionetką. Chcę zobaczyć jak wygląda z góry ten przepiękny zakątek świata.


             Powrót do raju,  sierpień 2014 r. 

     Seszele- znowu tu jestem, znowu podziwiam...   
Teraz postanawiam zostać tutaj na dłużej.
Wybieram tydzień błogiego lenistwa i tydzień zwiedzania. 
Pierwsze siedem dni spędzone w hotelu  Constance Lemuria Resort pozostaną na długo w mojej pamięci.




























































































Kolejny tydzień to pobyt w hotelu Coco de Mer. 
   Dużo tańszy i jest moją bazą wypadową























Odkrywam jeszcze kilka wspaniałych miejsc,poznaję wspaniałych ludzi, wieczorami podziwiam zachody słońca i ciągle nie mam dość piękna tej wyspy. 

























































































Ostatni dzień pobytu rozbudza we mnie tęsknotę za rajem... moim rajem. 
     Wbijając wzrok w otchłań oceanu zapominam o istniejącym świecie, marzę tylko by dzień trwał jak najdłużej.... jeszcze nie chcę wracać do rzeczywistości. 
     Dopiero łza zsuwająca się delikatnie po moim policzku wybudza mnie ze "snu" 
Spada potem na piasek i znika.
Znika tak, jak większość z nas- niezauważalnie...
    Czy to wszystko ma sens? 
Jeszcze tu wrócę Seszele....